poniedziałek, 8 października 2012

Co z tą śmiercią?


Pewien autor słusznie zauważył, że umierania nie da się nauczyć zawczasu. Czy śmierć jest tematem tabu? Pisarze chyba chętniej piszą o miłości i życiu aniżeli o śmierci. Kogo o nią pytać? Biologa, niedoszłego samobójcę, księdza, filozofa czy naukowca?

Jako, że nasz świat jest zbudowany na zasadzie kontrastowych, współgrających ze sobą zjawisk, śmierć łączy się z życiem, życie łączy się ze śmiercią. Całe życie przecież umieramy, więc być może tak naprawdę nasza egzystencja to rozciągnięta w czasie śmierć, a później dopiero jest (nie ma?) życie.



Nachodzi mi na myśl inna hipoteza, mianowicie; czy nasza kostucha w ogóle istnieje? Kiedy umieramy, nasze ciało staje się początkiem łańcucha pokarmowego, prekursorem ciągłości życia. Tak zwyczajnie wpieprzają nas robaki, i żyjemy w ich komórkach, później w jednostkach życia roślin i zwierząt, wreszcie ludzi. Każdy z nas nosi w sobie cząstki umarłych, a jest życiem. To dosyć obrzydliwe, aczkolwiek prawdziwe. Wspominamy naszych zmarłych, a może oni żyją już w kimś innym.
 
Co z przeszczepem organów? Niektórzy bronią się przed tym zaciekle. Dlaczego? Boją się, że "tam" obudzą się bez wątroby? Słyszałam opowieści, że ludzie żyjący z organem nieżyjącej osoby, mają w sobie cząstkę dawcy w sensie bardziej mentalnym niż fizycznym. Co się dzieje z dawcami? Czy dopóki żyje osoba z przeszczepem ten ktoś jest w 90% martwy czy w 10% żywy?
 
Szczerze powiedziawszy, my żywimy się śmiercią. Jemy umarłe zwierzęta i rośliny, nasze nieżywe ciuchy układamy na nieżywych kawałkach drewna i trzymamy się sprzętów elektronicznych, w których nie ma krzty życia. Nie oszukujmy się; śmierć nas nie ominie, choć trzymamy się życia i młodości. Kostucha się czai, w końcu nas dopadnie. Często nie zdajemy sobie sprawy jak uniwersalne, prawdziwe i realne są słowa z Pisma Świętego: „nie znacie dnia ani godziny”. Tak naprawdę z powodzeniem możemy mówić: "nie chcę nikogo niepokoić ani wywoływać ogólnej paniki, ale jutro może mnie przejechać ciężarówka!". Jakkolwiek zabawnie by to brzmiało, niestety taka jest prawda.
 
Śmierć dotyczy wszystkich; odnosi się do zwykłych obywateli, jak i najważniejszych osób w kraju, zabiera starych, jak i młodych, przychodzi powoli, możemy też spotkać się z nią niespodziewanie. Jaka by ona nie była, zostawia smutek, poczucie niesprawiedliwości, straty. Jedno jest pewne; ciągle nas zaskakuje. Dziś możemy bawić się ze znajomymi, a jutro dowiedzieć się o śmierci kogoś bliskiego, o chorobie znajomego, przyjaciela. 
 
Jednak my trzymamy się życia/śmierci (wszystko mi się pomieszało), spełniamy marzenia, przemy naprzód, zakładamy rodziny, wierząc, że może znów przesuną termin końca świata. Może więc nie ma śmierci jako takiej tylko cykl podzielony na działy, a zahamowanie pracy naszego organizmy to po prostu jakiś mały koniec.
 
Pisząc o życiu, trudno nie wspomnieć o śmierci. Życie i śmierć są jak wschody i zachody słońca. To zjawiska kontrastowe, sprzeczne, nic o sobie nawzajem nie wiedzą, jednak nie potrafią bez drugiego istnieć. Wszystko więc łączy się w idealnym punkcie kontrastu, w zatartej, niewidocznej granicy, na skraju której wciąż balansujemy, myślimy, żyjemy, umieramy, jesteśmy.

niedziela, 7 października 2012

Wszyscy jesteśmy potworami.


Czy ludzie dzielą się na dobrych i złych? A może każdy z nas ma dwojaką naturę? My; mieszkańcy świata XXI wieku jacy w końcu jesteśmy? Ucywilizowani znaczy; że dobrzy czy po prostu ujarzmieni? Gdzie się podziali altruiści i czy naprawdę ich sposób na życie istnieje? 

Agresja to naturalne zachowanie każdego żywego organizmu. Bez niej nie byłoby terytoriów, hierarchii ani nawet ewolucji. W dzisiejszych czasach agresywność nie kojarzy się z niczym pozytywnym; to coś złego. Dlaczego?
W świecie zwierząt agresja jest postrzegana jako coś normalnego i zdrowego. Gdy silniejszy osobnik zabija słabszego uważamy to za zwykłą kolej rzeczy. W naszym świecie agresja jest tępiona i napiętnowana etykietami patologii i przestępczości. Może dlatego, że my używamy jej w celach zła, a nie w tych do których miała ona pierwotnie służyć? 

Choć przykro o tym mówić mamy tendencję do używania zła w różnej postaci, niejednokrotnie nazywając je dobrem. Czy w czasie krucjat w imię Boga i dobra nie zabijano tysiące ludzi? Czy to nie księża napisali „Młot na czarownice” – instrukcję zabijania niewinnych kobiet oskarżanych o czary? To właśnie ludzie są autorami najwymyślniejszych tortur i morderstw. W naszych głowach rodzą się chore plany zadawania bólu i śmierci istotom żywym. Nigdy nie słyszałam o zwierzęcym psychopacie-mordercy; zwierzę, zabijając musi mieć powód. Gdy lew jest głodny zabija by się najeść, a później idzie spać. 

Dla mnie najciekawszą lekcją historii była ta, w tracie której profesor opowiadał o procesie łapania, torturowania i zabijania domniemanych, średniowiecznych czarownic. Nie byłam jedynym zainteresowanym słuchaczem bo w całej sali trwała cisza jak makiem zasiał. Lubimy zło, jest dla nas czymś intrygującym, zaprzątającym naszą uwagę. Zło nas podnieca, sprawia przyjemność; świadomie w chorym umyśle i nieświadomie w zdrowym. Kto inny, jak nie my, wymyśla historyjki o wampirach, wilkołakach, zombie, wiedźmach itp. Z chęcią słuchamy o potwornościach, morderstwach i torturach. Oglądanie strasznych filmów jest dla nas czymś podniecającym. Przecież nie oglądalibyśmy ich gdyby nie było to dla nas przyjemne, prawda? Patrzenie na zło, nawet te dokonywane na ekranie, sprawia nam rozkosz, a od przyglądania się niedaleko do robienia. 

Niejednokrotnie zadziwia mnie nieograniczoność ludzkiego umysłu w zakresie opisywania zła, jego form i mechanizmów. Odkąd w liceum poznałam „Zbrodnię i karę” odtąd uważam, że Dostojewski z pewnościa kogoś zamordował. To niesamowite, że o jednym morderstwie można napisać całą książkę i ująć to w sposób tak dogłębny, że aż ciarki przechodzą po plecach. Reżyserowie horrorów i thrillerów prześcigają się w pokazywaniu metod zabijania, torturowania itd. w swoich filmach. Widziałam kiedyś fragment ekranizacji, w której przestępca zabijał ludzi zgodnie z następującą zasadą; im więcej wejść na stronę, na której był zamieszczony na żywo proces mordestwa tym szybciej następowała śmierć ofiary. Oczwiście wskaźnik oglądalności z minuty na minutę wzrastał mimo, że każdy z internautów znał mechanizm decydujący o życiu człowieka. Reżyser zadziwił mnie nie tylko swą przerażającą pomysłowością, ale także pokazaniem czegoś co ma wysokie prawdopodobieństwo wystąpienia w realnym świecie. Myślę, że gdyby sytuację ofiary z filmu przenieślibysmy do naszej codzienności nie zmieniłaby się ona znacznie, a być może nawet pogorszyła. 

Biorąc pod uwagę wydarzenia II wojny światowej, możemy stwierdzić, że rasa ludzka dzieli się na jednostki dobre i złe. Moglibyśmy tak założyć, ale według Zimbardo w każdym z nas „mieszka” zło. W swoim eksperymencie P. Zimbardo udowodnił, że zwykli ludzie mają zadatki na czynienie zła. Grupa badanych studentów podzielono na więźniów i strażników, po czym umieszczono w bardzo realistycznie odtworzonych warunkach więziennych. Po 6 dniach badanie trzeba było przerwać z powodu niehumanitarnego zachowania strażników wobec więźniów. Wspomniany przeze mnie, amerykański psycholog, jak mówi, sam wciągnął się w eksperyment i dopiero żona przemówiła mu do rozsądku, że dalsze prowadzenie badania byłoby amoralne. (Badacz wszystko opisał w swojej książce pt. „Efekt Lucyfera”.) Wnioski są proste i jednoznaczne; łatwo i niepostrzeżenie przekraczamy granicę negatywnego postępowania.

A co z altruistami? Szczerze mówiąc, pomaganie innym jest swego rodzaju przyjemnością. Uśmiech i zadowolenie drugiego człowieka to nagroda, nie wspominając o satysfakcji i samospełnieniu. Czy potrafimy czynić dobro bez powodu? Powątpiewam w bezinteresowną pomoc. Spełniamy dobre uczynki, jesteśmy mili bo nam się to opłaca; sprawia przyjemność. W jakiej mierze altruizm łączy się z hedonizmem? W jakiejś chyba się łączy i nie jest to godne potępienia; to po prostu fakt. 

Dzisiejsze społeczeństwo przyjmuje dobroć z otwartymi ramionami ponieważ nie zakłóca naszych systemów, zasad i praw tak jak zło. Przestępczość i zbrodnia sieją chaos i zamęt, a tego przecież nie chcielibyśmy w naszym poukładanym świecie; z pewnością nie w rękach zwykłych obywateli. Małe dzieci nie są wcale różowymi, pulchnymi istotkami, kochającymi wszystko i wszystkich. Czasami lubią przydusić jakieś zwierzę lub coś zepsuć. Może jakaś forma zła od początku leży w naszej naturze, a później jest pleniona przez społeczeństwo. 

Co się działo gdy Hitler doszedł do władzy? Zwykli obywatele czynili zło bez mrugnięcia okiem. Mówi się teraz, że to łatwość manipulowania drugim człowiekiem jest wytłumaczeniem zbrodni. Jak pokazują wyniki kolejnego eksperymentu, który przywołam posłuszeństwo wobec autorytetu jest bardzo wysokie u ludzi różnego wykształcenia, wieku itp. Badani przez psychologa Milgrama zadawali ból (oczywiście tak tylko myśleli) drugiemu człowiekowi za pomocą wstrząsu elektrycznego. Jak się okazało, szokująca liczba badanych zadała najsilniejszy wstrząs grożący śmiercią mimo okrzyków bólu i błagań „karanego”. 

Czy naprawdę jesteśmy jak bezmózgie owce czy tylko tak sobie tłumaczymy czynienie zła? Jeżeli przyjąć wersję, że każdym naszym ruchem kierują autorytety, możemy w ich imię czynić dobro lub zło. Lecz gdyby odrzucić ideały, jacy bylibyśmy naprawdę?